Z Termez pozostało się dostać do granicy z Tadżykistanem, oprócz taksówek (czyli prywatnych samochodów) nie było innego transportu, no chyba że osiołki. Taksiarze myśleli że chcemy jechać do Afganistanu, ale jak usłyszeli że Tadżykistan to z tłumu chętnych zostało niewielu. Wreszcie ustaliliśmy korzystną cenę i ruszyliśmy w drogę. Prawie cały czas grzaliśmy 140 km/h nowiutkim Daewoo, co jakiś czas trzeba było odstać kilka minut, bo pastuszkowie przeganiali bydło środkiem szosy. Gdy już ujrzeliśmy przejście graniczne napięcie wzrosło i przyszedł czas na ostateczną próbę, wszak od 15 godzin byliśmy bez ważnej wizy. Ku naszemu zdziwieniu ani żołnierz, ani celnik, ani Wopista, ani kolejny żołnierz po kontroli dokumentów i oglądaniu wiz nie zauważyli że wiza jest już nieważna. I tak z wizą do 18 listopada i pieczątce z przejścia granicznego z datą 19 listopada znaleźliśmy się w Tadżykistanie. Tu przejście graniczne było bardziej cywilizowane i druga strona granicy była zaledwie 200 metrów od poprzedniej. Po stronie Tadżyckiej szybka i miła odprawa.