Dojazd do granicy oddalonej zaledwie o kilkanaście kilometrów zajął niespodziewanie dużo czasu. Po drodze był remont drogi. Drogi remontuje się w sposób kompletnie chaotyczny i beztroski. Maszyny pracują na czynnych jezdniach bez żadnego oznakowania, dla kierowców nie ma żadnych informacji i objazdów. W rezultacie tworzy się olbrzymi korek, a zdezorientowani kierowcy omijają miejsce prac po wąwozach i polach, często grzęzną w piachu. Przed samą granicą kolejka TIR-ów głównie z Iranu, oczekujących na odprawę kilka dni. Odprawa graniczna po stronie Turkmeńskiej szła bardzo mozolnie. Po prześwietleniu bagażu i wypełnieniu deklaracji, których nikt nie czytał utknęliśmy przy odprawie paszportowej. Kiedy WOP-ek zapytał czy jest ktoś z obcokrajowców do odprawy poza kolejnością ruszyliśmy ochoczo do przodu, niestety nastąpiła przerwa w dostawie energii. Na szczęście nie trwało to długo i byliśmy już jedną nogą w Uzbekistanie. Jedną nogą to może za dużo powiedziane, bowiem do odprawy po stronie Uzbeckiej czekał nas jeszcze 2-kilometrowy marsz w pasie ziemi niczyjej. Po drodze mijamy krowę i stado osiołków zmierzających z Uzbekistanu do Turkmenistanu. Pozdrawiamy siebie serdecznie i dochodzimy do punktu granicznego Uzbekistanu. Tu niespodzianka - na początek badanie lekarskie na okoliczność ptasiej grypy. Wynik negatywny. Formalności z odprawą poszły o wiele szybciej niż po stronie Turkmeńskiej.