Po powrocie do Tbilisi dalszy plan zakładał podróż do Armenii. Pociąg kolei Armeńskich relacji Tbilisi - Erewań kursuje co drugi dzień w dni parzyste. Zakładałem, że skoro maj ma 31 dni, to pociąg nie pojedzie 31 maja, tylko 1 czerwca. Okazało się, że się myliłem, pociąg pojechał 31 maja. Nie dość tego, rozkład uległ zmianie i odjeżdża teraz nie o 17.00, a o 15.43, więc nie ma możliwości go złapać, przyjeżdżając z Batumi. Nie ma wyjścia, trzeba było znaleźć połączenie autobusowe do Erewania. Jak tylko wyszedłem dworca zobaczyłem minibus z włożoną za przednią szybą tabliczką w cyrylicy "Erewań". Zapytałem kierowcy kiedy odjazd ? Już zaraz - odparł. A o której będziemy w Erewaniu ? - przed północą. Całkiem nieźle, minibus jedzie w niecałe 7 godzin, pociąg ponad 12. Wszyscy pasażerowie, z wyjątkiem mnie to Armeńscy handlarze i przemytnicy. Granicę Gruzińską przejechaliśmy szybko, problemy zaczęły się po stronie Armeńskiej. Najpierw wyłuskali mnie pogranicznicy i chcieli zaprowadzić do biura, w którym można kupić wizę. Jak pokazałem paszport z załatwioną jeszcze w Warszawie wizą byli bardzo rozczarowani i nie mogli uwierzyć, że nie kupuję wizy na granicy, tylko załatwiłem ją przed wyjazdem. Potem minibus został odstawiony w krzaki, celnicy poinformowali, że trzeba będzie poczekać kilka godzin. Okazało się, że celnicy nie odprawią, bo handlarze nie chcą dać łapówki. Po ponad godzinie negocjacji ostatecznie nas odprawiono i ruszyliśmy już po ciemku w dalszą drogę. Kierowca jechał jak szalony. Wyciskał z minibusa ile się tylko dało, wyprzedzał wszystkich. Myślałem że na tych dziurawych i krętych drogach Armenii minibus się w końcu rozleci. Szczęśliwie jednak dojechaliśmy. Koniec trasy pod oddalonym od centrum dworcem kolejowym o 1 w nocy.