W końcu znaleźliśmy się w Lenartovcach. Trudno uwierzyć, że to stacja graniczna. Znaleźliśmy się na totalnym zadupiu, gdzie znajduje się wyłącznie dworzec kolejowy – nawet nie mały, ale od dawien dawna nieczynny. Hala dworca zamknięta na cztery spusty, wszystko dookoła obrośnięte, nawet wnętrze dworca. Przejście graniczne Lenartovce – Banreve służy do ruchu lokalnego. Do 2004 roku pociągami w tej międzynarodowej relacji mogli podróżować jedynie obywatele Słowacji i Węgier. Inni byli wypraszani z pociągów przez służby graniczne. Dopiero po wejściu Węgier i Słowacji do Unii Europejskiej mogą tędy swobodnie podróżować już wszyscy. Jest to najkrótsze kolejowe przejście graniczne między Słowacją a Węgrami (niecały 1 km). Jeżdżą tędy 3 pociągi na dobę, obsługiwane przez MAV. Nasz pociąg odjeżdżał dopiero o 19.36, więc mieliśmy prawie półtorej godziny czasu. Można było go spędzić na nic nie robieniu i podziwianiu pustkowia lub próby znalezienia sklepu z produktami umilającymi i skracającymi czas. Po szybkich ustaleniach Marcinek został pilnując bagażu, a ja z Wojtkiem wybraliśmy się w poszukiwaniach. Najbliższa wieś była oddalona od stacji o około 2 km. Miejscowi wskazali nam jedyny czynny sklep, który był jednocześnie połączony z pijalnią piwa. Jak wróciliśmy czekała już na nas węgierska motorówa z włączonym silnikiem. Byliśmy jedynymi pasażerami pociągu – obsługa nawet nie sprawdzała biletów.