Linia od Sjanek do Lwowa jest zelektryfikowana, więc w dalszą drogę wyruszyliśmy zmodernizowanym elektropojezdem ER2. Dalsza podróż mogła już obfitować w sesję zdjęciową, ponieważ w jednostce uchylały się okienka. Tuż obok nas usiadł jakiś miejscowy w czarnej skórze. Usłyszywszy że jesteśmy Polakami, bardzo się ucieszył i po krótkiej rozmowie przedstawił się i powiedział żebyśmy mu dali trochę Chriwni to kupi nam piwo. Wydało nam się to dosyć podejrzane, tym bardziej, że do odjazdu pociągu zostało tylko 3 minuty. Postanowiliśmy jednak zaryzykować – tubylcowi dobrze z gęby patrzyło. Daliśmy Iwanowi równowartość ok. 10 zł, ten pobiegł do pobliskiego baru. O godzinie 15.07 był planowy odjazd pociągu i zgodnie z rozkładem podano semafor. Usłyszeliśmy sygnał przed zamknięciem drzwi. W tym momencie z baru wypadł Iwan i pędząc z garścią browarów krzyczał żeby zatrzymać pociąg. Na szczęście udało się i w dalszą podróż mieliśmy już przewodnika, który opisywał nam poszczególne odcinki trasy. Na odcinku Sjanki - Sokolniki (10 km) pociąg jechał równo z granicą polską wzdłuż Sanu. W zmodernizowanej jednostce były zapowiedzi kolejnych stacji odtwarzane z taśmy. Na którejś ze stacji Iwan nas pożegnał życząc dalszej przyjemnej podróży. Im pociąg bardziej zbliżał się do Lwowa, tym więcej ludzi do niego wsiadało. W pociągu pojawiło się także kilka mobilnych mini-barów, między innymi poczciwa starowinka z reklamówkami pełnymi towaru – piwa i smacznych pierożków. Kilkakrotnie korzystaliśmy z oferty kupując na zmianę piwo (2,30 CHR), oraz Pierożek (0,75 CHR) aż do wyczerpania zapasów. Puste butelki mini-bar w postaci babuszki zabierał z powrotem. Pod wieczór zajechaliśmy do Lwowa na dworzec podmiejski. Dalszy plan przewidywał wielogodzinną jazdę pociągiem do Bukaresztu. Do pociągu były jeszcze 3 godziny, które wykorzystaliśmy na spacer po Lwowie i przejażdżkę tramwajem. Brak oświetlenia na ulicach – co jest tu normalne trochę zaniepokoiły moich współtowarzyszy. Od mojej ostatniej wizyty z 2002 roku, stan torowisk, oraz taboru nie uległ zmianie. Zdezelowane Tatry T3 nadal mknął z zawrotną prędkością 20 km/h po ulicach Lwowa, nie remontowanych od kilkudziesięciu lat. Godzinę przed odjazdem pojechaliśmy już na dworzec, trzeba było jeszcze zakupić bilety na przejazd. Bilety i miejscówki, oczywiście ściśle imienne były wypisywane przez dobre pół godziny w jedynej międzynarodowej kasie. Pani kasjerka miała problem, gdyż część biletów musiała wypisać tylko do granicy. Ja na Rumunię miałem ulgę 50% FIP, a moi koledzy bezpłatne bilety FIP. Przerosło to możliwości Pani kasjerki. Do kasy ustawiła się przez ten czas długa kolejka zniecierpliwionych Ukraińców, chcących zakupić bilety do Przemyśla. Wreszcie udało się, bilety wypisano.