W Bukareszcie chwila relaksu, którą standardowo wykorzystujemy na spacer po centrum i rzecz jasna pod pałac Ceausescu. Dworzec w Bukareszcie zaowocował w pewne zmiany. Nie ma już biegających band ochroniarzy wyłapujących ludzi bez biletu, nawet w holu kasowym :-). Na samym dworcu jak i w mieście wszechobecny obraz bezpańskich sennych psów. Kilka minut po 12.00 wyruszamy w długą podróż do Istambułu przez Bułgarię. Raz jeszcze pławimy się w luksusie Rumuńskiego wagonu sypialnego. Tym razem oprócz nas w wagonie jest tylko jedna podróżna. W środku nocy pobudka na granicy Tureckiej. Tureckim zwyczajem wszyscy muszą opuścić pociąg i sami udać się do odprawy paszportowo-celnej. Najpierw idzie się do jednego okienka i kupuje się wizę za 20 USD lub 15 euro (wielokrotna na 3 miesiące), którą należy samodzielnie wkleić do paszportu. Następnie należy się ustawić w innej kolejce po pieczątkę do paszportu. Konduktor naszego wagonu pouczył nas jeszcze o obowiązkowej wizycie w sklepie wolnocłowym. Jako, że nas zakupy nie interesowały, kupiliśmy dla niego zestaw obowiązkowy: karton papierosów i szampana za 3 euro. Po powrocie do pociągu służby raz jeszcze sprawdzają czy jest wiza i pieczątka. Do Istambułu pociąg przyjechał z ponad godzinnym opóźnieniem. Na szczęście wkroczyliśmy w inną strefę klimatyczną - przypominało o tym ostre słońce od bladego świtu i konieczność zmiany garderoby na lżejszą.